poniedziałek, 23 maja 2011

Kołtuństwo.

Wciąż się nadziwić nie mogę, jak mocno tkwią w nas stereotypy. Niby tacy nowocześni, tolerancyjni, kosmopolityczni jesteśmy. Co rusz złapać się możemy, (bo jednak nie wszyscy mamy tego świadomość), że rządzą one naszym życiem, a przynajmniej wpływają na widzenie świata, choćby naszego podwórka.
Bo jak mechanik w serwisie – to na pewno nas chce oszukać.
Bo jak pani za ladą z mięsem, przekonuje, że wędlina świeżutka – to na bank szorowała ją dziś Ludwikiem.
Bo jak mężczyzna pomaga żonie w obowiązkach domowych i przy dzieciach – to jest pod pantoflem.
Jak dobry fryzjer – to gej.
Jak rozwiedziony – to dlatego, że żona go nie rozumiała, bo to zła kobieta była.
Jak ma tipsy – to i mózg spalony przez solarium.
Jak nie chodzi do Kościoła - to nie ma Boga w sercu.
Itepe i  itede.
 - Znamy? Znamy.

Po maturze na studia. Po studiach do pracy. Po trzydziestce dziecko. Po zamianie na większe mieszkanie może drugie. Na koncie musi być coraz więcej. Na naszym trawniku nie może być psich kup, a swemu dziecku nie dajemy czekolady, tylko suszoną żurawinę.
Jesteśmy z epoki oświeconej, racjo i porządek muss sein.. A że świat to bezwładna masa chaosu i okrucieństwa, potrzebujemy schematów, które pomogą nam rozumieć tę skołtunioną  bryłę. Ustawiamy na półkach atrapy książek z Ikei. Mieszkanie mamy czyste, bo w naszym życiu gości porządek.
Po rewolucji nie ma ucisku, .po deszczu wychodzi słońce, a po zimie – psie kupy na trawnikach.

1 komentarz: