sobota, 12 marca 2011

Feministyczne imponderabilia. Kobieta w galerii.

Tym razem nie handlowej. Warszawska Zachęta, wystawa „Trzy kobiety”. Feministyczne klimaty. Naga kobieta na telebimie w łyżwach jeździ po lustrze, naga kobieta na obrazie, różowe rzeźby  waginy z  materiału kojarzącego się z pluszem, gipsowe piersi, nawet nie odlewy; usta, piersi, nogi. Choć część prac artystek pochodzi z lat siedemdziesiątych, uznawane są bowiem za prekursorki sztuki feministycznej, rzec się chce: tiaa..., to już było.
Najbardziej wśród wszystkich prac podobało mi się małe zdjęcie z wielkim cycem – kobieta karmi dziecko. Mała fotografia na ścianie w źle oświetlonym zakątku wystawy, ginie wśród różowych pluszowych muszelek i zdjęć kobiety z podbitym okiem.
Video art., fotografie, instalacje. Gloria wagina. Oglądam sobie i myślę, nie ma w tym życia,  sztuka dla sztuki, jestem kobietą, ale  to nie o mnie.
Wielki Bru po włożeniu do wózka zaczyna marudzić, a włożony został w trosce o pluszowe eksponaty... Dostaje małego, suchego herbatnika na sali pustej i wielkiej, gdzie wisiało kilka zdjęć. Czujny ochroniarz,  podchodzi do mnie i mówi:
 - Proszę nie karmić dziecka.
Zabrzmiało prawie, jak „prosi się o niekarmienie zwierząt”...
Uprzejmie, z naciskiem na stanowczo, zapytałam, czy widzi CO dziecko je i czy sądzi, że jest  realne niebezpieczeństwo zniszczenia fotografii z poziomu spacerówki. Po czym pytam pana:
 - A czy można dziecko nakarmić piersią?
 - Tym bardziej nie! Proszę na korytarz.

Stoję w Zachęcie, jestem na feministycznej wystawie, która głosi, ze patriarchat wciąż steruje kobietami, i z której wynika, że emancypacji nigdy dość. Naprzeciw mnie podstarzały ochroniarz, stoję na środku wielkiej sali, powoli rozpinam guziki bluzki, odrzucam do tyłu czerwone korale, wyjmuję pierś, wciąż patrząc patriarchatowi w oczu i przystawiam dziecko. Patrzą na mnie kobiety z fotografii, z posiniaczonymi oczami, z uchylonymi zmysłowo ustami, pokazujące jednak zęby. Patrzy na mnie młodzież, chłopak z dredami i jego kolorowe koleżanki, żywe kobiety w galerii sztuki. Moja pierś w Zachęcie. Następuje zjednoczenie, spotkanie sztuki i życia.



Opisana sytuacja jest prawdziwa, oprócz zakończenia. Kobiety znów poniosły klęskę, patriarchat wciąż trzyma na nas łapę. Moja pierś  schowana w sztywnym staniku. Jedyne, co powiedziałam,  to „phiiii!”, po czym poszłam na korytarz

6 komentarzy:

  1. No ... dobre !
    Tylko Twoje "phii" nie brzmi i nie wygląda jak zwyczajne "phi".

    OdpowiedzUsuń
  2. byłabym w stanie uwierzyć w to zakończenie...

    OdpowiedzUsuń
  3. nie dziwię się że Olbrychski poszedł tam z szablą...

    OdpowiedzUsuń
  4. o, patrzcie na to...
    http://www.plotek.pl/plotek/1,111758,9379778,Wyrzucili_ja_z_muzeum__bo_pokazala_piers_.html

    OdpowiedzUsuń