Były w promocji. Piękne zamszowe rękawiczki, kupiłam dwie pary - sobie czerwone i beżowe – z myślą, ze dam komuś pod choinkę, tylko ani siostrze ani mamie nie pasują do niczego.... Kupiłam, mimo, ze w ogóle ich nie potrzebuję. Kupiłam, choć pojechałam do Babilonu po coś zupełnie innego. Kupiłam, bo były w promocji i w zgrabnym pudełku. Po cholerę?
Uświadomiłam sobie w domu, ze czerwone, mimo, że ładne, mnie też do niczego nie pasują, lubię szarość i czerń. Myślę sobie: dokupię czerwony szal i będzie pasowało. Po cholerę mi kolejny szalik? A później torba i nie daj Boże nowe buty... ?
To „kupiłam” to jak „zgrzeszyłam”. Chyba powinno się opracować nową kategorię winy. Już widzę te kolejki przy konfesjonale... zagalopowałam się... jednak nie widzę.
Oj, Kejt, ja tak grzeszę non stop z tym, że teraz zamiast kupować kolejne ubranka dla Synka (dla siebie jakoś przestałam - irytuje mnie moja nowa figura i trudno mi cokolwiek kupić) wydają majątek na włóczki. Kolejne i kolejne, i kolejne, a kolejka rzeczy do wydziergania wydaje się okropnie wydłużać.
OdpowiedzUsuńTo Ty nie grzeszysz... pasja to życiowa konieczność.
OdpowiedzUsuńChoć nie wychodze teraz do galerii, to widzę, ze wykombinowałam inną możliwość- zakupy przez internet:) Oj trzeba będzie zrobić rachunek sumienia... :)
OdpowiedzUsuńOj tam, aj tam! :-)
OdpowiedzUsuńKasa z konta i tak znika w zastraszającym tempie.
Edyta, ja też tak kombinuję :-)
hmm... a ja ostatnio mam inny problem z zakupami... niewiele mi się podoba... i związku z tym nie grzeszę... tak przynajmniej mi się wydaje... nie wiem tylko dlaczego mój mąż uważa inaczej...
OdpowiedzUsuńja mogę wziąć te beżowe jak nie masz chętnego :)
OdpowiedzUsuńkobiety tak mają ciągle grzeszą :)
Kasiu, beżowe zapakowane, jednak siostra dostanie, najwyżej dokupi se torebkę:)
OdpowiedzUsuń